Komentarze (0)
Jak większość z was wie człowiek jest najlepszym przyjacielem psa, lecz słyszałam też o niezwykłych przypadkach, gdy celem czułości czworonogów jest inne zwierze, wiem o tym z różnych programów przyrodniczych, ale i z własnego przykładu.
A mianowicie... dzisiaj to poraz kolejny próbowałam z mamą oswoić ze sobą szynszylki-Bobi (zadziora wśród zadziorów ;) ), Balbine- (naszą ,,hrabinke" ) i Franię (która jest tu najdłużej).
Niestety każda z nich myśli, że jest tą dominującą i to strasznie utrudnia zbudowania hierarchii, a co za tym idzie stada, więc myszki się kłócą.
Dziś od razu awanturnika (czyli Bobi) musiałyśmy zamknąć, ale Frania i Balbina długo nie były same, (gdzie dwóch się nudzi tam trzeci się bawi ;) ) ponieważ Lusia wyczuła zapach szyniek i baaardzo chciała je przywitać.
Najpierw ciepło powitała ,,hrabinke", lecz ta widząc tryskanie energią i szczęściem w jej stronę stanęła na dwóch łapkach i udając większą niż jest dała Luśce do zrozumienia, że z nią się nie pobawi.
Więc Lusia z opuszczoną główką odeszła, ale widząc Franie, jakby została doładowana podbiegła do niczego nieświadomej szynszyli i euforia wróciła.
Byłam pewna, że Lunia może nieświadomie skrzywdzić gryzonia podczas zabawy, ale jakże się myliłam, nagle Lusia zaczęła być tak delikatna i opiekuńcza, że ,aż trudno mi było w to uwierzyć.
Lusia zaczęła wydawać się zastępczą mamą dla Frani, a dzisiaj widziałam jak Lunia chowała ,,swoje odoptowane dziecko" pod brzuszek i dawała jej buzi.
Ta historia była tak słodka, że musiałam się nią z wami podzielić. Pozdrawiam razem z Lusią.